Xiaomi to największa chińska kserokopiarka Apple’a. Urządzenia wyglądają podobnie do iPhone’ów i iPadów, nakładka na Androida również, a do tego jeszcze CEO Xiaomi Lei Jun stylizuje się na Steve’a Jobsa.

Mówią, że naśladownictwo to najwyższa forma uznania. Jest w tym sporo prawdy, w końcu każdy chce wzorować się na tych, którzy osiągnęli sukces. W biznesie taka droga jest jednak postrzegana jako plagiat, czy po prostu zwykłe kopiowanie. Jak widać na przykładzie Xiaomi, może być to również doskonała droga do osiągnięcia swoich celów.

Założona w 2010 roku chińska firma już dziś ma się czym pochwalić. W minionym kwartale (Q3 2014) znalazła się na trzecim miejscu za Apple i Samsungiem jeśli chodzi o globalną sprzedaż smartfonów. Wyprzedziła przy tym LG i Huawei. Sprzedaż 18 milionów sztuk przełożyła się na 5,6% udziałów w rynku. W takim samym okresie rok wcześniej Xiaomi sprzedało zaledwie 5,2 miliona egzemplarzy i posiadało nieco ponad 2% rynkowych udziałów.

Plany Lei Jun’a i spółki są jednak znacznie bardziej ambitne. Ten młody prezes chińskiej firmy zakłada, że od 5 do 10 lat zajmie Xiaomi wyprzedzenie Samsunga i Apple. W ciągu dekady firma ma stać się liderem jeśli chodzi o sprzedaż smartfonów na świecie.

Przy takim tempie wzrostu jest to wykonalne, zważywszy na to, że sprzedaż produktów Samsunga spada. Trzeba jednak też pamiętać o tym, że i rynek smartfonów ma swoje limity i w ujęciu całościowym nie będzie rósł wiecznie. W ciągu kilku najbliższych lat ulegnie nasyceniu i pozostanie bitwa o użytkowników wymieniających swoje urządzenia. Wtedy też przyjdzie czas na weryfikację biznesu Xiaomi. Czy klienci drugi raz zaufają chińskiej marce, czy może sięgną po produkty Samsunga i Apple, na których to Xiaomi się wzoruje.

Na razie Xiaomi to po prostu doskonały kopista cudzych pomysłów. Sukcesu trudno im jednak odmówić, a przez dekadę ten rynek może się jeszcze wielokrotnie zmienić. Wszak 10 lat temu nie było iPhone’a, a światem mobilnym rządziła Nokia.

Źródło: 9to5mac Grafika:Canadianbusiness