Google Inbox, czyli nowe podejście do poczty e-mail robi furorę w świecie geeków. Wiele osób wyczekuje na zaproszenie. Wszyscy lecz nie ja, ja staram się stronić od pomysłów Google’a.

Google doskonale wie jak budować zainteresowanie swoim produktem. Na wzór aplikacji Mailbox nie udostępnia swojej nowej pocztowej usługi wszystkim zainteresowanym. Na początek dostęp dostali nieliczni, a kolejni użytkownicy trafiają tam dzięki zaproszeniom. Każdy kto już ma dostęp do Google Inbox może zaprosić 3 osoby.

Nie prosiłem o zaproszenie choć mogłem je mieć bez większych problemów. Po pierwsze dlatego, że jeśli chodzi o pocztę jestem konserwatywnym bałaganiarzem. Użytkuję natywną Mail.app na wszystkich urządzeniach, a e-maile nie będące spamem zawsze pozostawiam w skrzynce, bez większej segregacji.

Po drugie już nie raz Google pokazał, że jest w stanie stworzyć świetne produkty, by później je porzucić. Google Wave, który nie wyszedł z fazy testów, czy Google Reader są najlepszymi tego przykładami.

Kolejnym argumentem jest życie w wiecznej becie, w przypadku produktów Google’a. Firma stosuje metodykę Lean Startup, gdzie stale rozwija swoje serwisy, dostosowując je do potrzeb użytkowników. Ma to swoje plusy ponieważ dostajemy rozwiązanie na bardzo wczesnym etapie, a Google już wtedy ma wiedzę o tym, czy dany produkt został zaakceptowany, czy jego koncepcja musi ulec zmianie. W rzeczywistości jednak otrzymujemy coś niedopracowanego i nie mamy żadnej gwarancji, co do dalszego funkcjonowania produktu. Dziś Google Inbox wygląda i działa tak, za pół roku może mieć zupełnie inny wygląd i funkcjonalności.

Wreszcie rzecz najważniejsza, która sprawia, że ograniczam korzystanie z rozwiązań Google’a do minimum. Jeśli nie opłacam Google AdWords to dla firmy z Mountain View ja jestem produktem, a nie klientem. Google nie oferuje nam wyszukiwarki, Gmaila, Google Docs, Google Now, a nawet Androida za darmo w zamian za wyświetlanie reklam. Google wykorzystuje nasze dane i dokładnie je analizuje, a następnie stara się je zmonetyzować. Użytkownik jest tylko środkiem niezbędnym do osiągnięcia celów firmy.

To właśnie bycie produktem sprawia, że stronię od rozwiązań Google’a. Z niecierpliwością czekam na przyszłoroczne wdrożenie polskiej wersji Microsoft Bing. Google Inbox może być świetnym rozwiązaniem, ale zanim po niego sięgniemy warto zastanowić się, czy naprawdę chcemy dać Googlowie jeszcze więcej wiedzy i liczyć, na to że ten poboczny produkt od Gmaila będzie utrzymywany i rozwijany w kolejnych latach. W końcu na wersji beta może się skończyć.